Przejdź do głównej zawartości

Pierwszy semestr - co i jak?

Łatwo nie jest, prawdopodobnie wiele razy każdy student pielęgniarstwa będzie myślał, żeby rzucić te studia. Są chwile, kiedy każdy ma swój limit. Ważne aby wiedzieć kiedy odpuścić.
Pokrótce opiszę każdy przedmiot w pierwszym semestrze, ponieważ każdy zasłużył na odrobinę uwagi.
Anatomia - dzieliła się na część wykładową i ćwiczeniową. Wykłady miały to do siebie, że były stosunkowo jasne, pomijając czerwone literki na równie czerwonym tle. Ktoś jeszcze musi popracować nad robieniem prezentacji. Wykłady pomogły nam w przygotowaniu do ćwiczeń, na które powinniśmy być przygotowani i mogę powiedzieć, że moja grupa się do tego przykładała. Na ćwiczeniach byliśmy podzieleni na bodajże pięć, czy sześć grup, każda w innym prosektorium. Na zajęciach obowiązywały fartuchy. To właśnie na tych zajęciach mogliśmy obejrzeć to, o czym słyszeliśmy na wykładach, jak również uzupełnić wiedzę. Aby podejść do egzaminu trzeba zaliczyć dwa kolokwia, a ostateczna ocena w indeksie jest równa ocenie zdobytej na egzaminie. W tym roku obowiązywało nas siedemdziesiąt pięć pytań. Z tego, co wiem nie zdało w pierwszym terminie pięćdziesiąt osiem osób. To prawie połowa roku.
Biochemia - idąc na studia myślałam: "Fajnie, biochemia! Lubiłam chemię więc nie będzie problemu." I tak, problemu nie było, chociaż nie przekładałabym to na liceum. Wykłady były dość nudnawe, a szczególnie jeden, który chyba każdy zapamiętał. Ten przedmiot również dzielił się na wykłady i ćwiczenia oraz seminaria. Prowadzący natomiast byli cudowni i naprawdę miło spędzało się z nimi czas.
Seminaria były prawie jak wykłady, tylko w bardziej kameralnym zbiorowisku. Je wspominam o wiele lepiej, niż wykłady. Z kolei ćwiczenia były ciekawe, chociaż nie powiem, żebyśmy robili coś mega ciekawego. Bardzo interesujące było izolowanie DNA kurczaka. Poza tym robiliśmy różne doświadczenia. Biochemia zakończyła się zaliczeniem i nie było ono trudne, jak już wspominałam.
Biofizyka - no tak, ukochany przedmiot. Tradycyjnie wykłady plus seminaria. Bardzo trudny przedmiot i bardzo nudny. Optyka, lasery, fale dźwiękowe. Nic przyjemnego. Do tej pory pamiętam, jak siedziałam sobie na samym tyle na seminariach i prawie przysnęłam. Muszę jednak przyznać, mimo że biofizyka nie była ciekawa, to prowadzący byli naprawdę przemili. Na przedmiocie tym mieliśmy do sporządzenia dwa sprawozdania z doświadczeń, jakie przeprowadziliśmy. Przedmiot skończył się zaliczeniem i... trzy czwarte roku ulało. Ponoć w zeszłym roku było tak samo, więc to jest przedmiot, który może totalnie skosić.
Genetyka - prowadzących mieliśmy tych samych, co na biochemii, tak samo też prowadzone były zajęcia. Standardowo wykład i seminarium. W zasadzie cała genetyka była powtórką z liceum, tylko trochę rozszerzoną na wykładach. Przedmiot kończył się zaliczeniem i tak samo, jak biochemia, było ono bardzo proste.
Dietetyka - przedmiot, który dzielił się na wykłady i seminaria. Ojeju, jaka to była mordęga. Bardzo, bardzo nudny przedmiot, który po prostu trzeba przeżyć. Te wszystkie dawki, środki, wartości, ustawy o wartościach. Z pewnością znalazły się osoby, które to ciekawiło, nie powiem, niektóre rzeczy nawet zapamiętałam, bo były interesujące, jednakże w skali całego przedmiotu muszę przyznać, że zajęcia nie były wybitne. Zaliczenie również proste, chociaż podchwytliwe.
Filozofia i etyka - w zasadzie w pierwszym semestrze mamy tylko filozofię i tylko w postaci wykładów. O matko, jak ja się wynudziłam. Na każdym wykładzie było coraz mniej ludzi i to było straszne po prostu. Również był jako ostatni z wykładów w środy, więc przetrwanie było trudnością. Tematy byłyby interesujące, gdyby nie fakt, że były tak późno, jak również zdarzały się częste zmiany tematu. Przedmiot rozwijający, ale nie o tej porze. Zaliczenie było naprawdę proste.
Pedagogika - wykłady i seminaria, które według mnie są nawet ciekawe. Co prawda niektóre tematy były mniej ciekawsze od innych i niekoniecznie przyda mi się to w życiu oraz zawodzie, ale co tam. Mieliśmy do napisania kolokwium, by być dopuszczonym do zaliczenia. Kolokwium naprawdę proste, zaliczenie również.
Socjologia - uwielbiałam ten przedmiot. Wykładowca tak mnie zaciekawił na pierwszych zajęciach, dzięki temu poznałam tyle ciekawych filmów, że miałam co oglądać na święta. Bywało śmiesznie i to w sumie najważniejsze. Fajnie było się wyluzować w piątek przed anatomią. Seminaria natomiast wymagały pewnego nakładu pracy. Trzeba było czytać różne fragmenty książek, a jak wiadomo, czasami średnio z tym bywa. Mimo to również bardzo mi się podobały te zajęcia. Zaliczenie również było jak dla mnie bardzo proste.
Psychologia - podobna sytuacja jak z biochemią. Myślałam:"Wow, super. Psychologia, pewnie będzie ekstra." No cóż, tym razem jednak się myliłam. Nie powiem, liczyłam na coś więcej, a dostałam... nic. Wykłady były nudne, bardzo dużo natomiast dowiedziałam się o Japonii i Masze, także ogólnie zależy, jak kto ma jakie zainteresowania. Może by mi to pasowało, gdyby nie fakt, że wykład ten kończył środowy maraton, po którym zawsze byłam wymęczona. Na seminariach... lepiej, ale nie najlepiej. A ćwiczenia to też pominę. Inne grupy miały lepiej na ćwiczeniach, więc nie mnie oceniać całości. Zaliczenie jeszcze przede mną.
Zdrowie publiczne - wykłady i seminaria, które miały tylu prowadzących, że aż głowa mała. To w zasadzie przedmiot, który powodował najwięcej pytań w głowie nas - studentów. Dlaczego to ma aż tyle godzin? A miało ich naprawdę sporo i miało nawet więcej punktów ECTS niż anatomia, co już było kuriozalne. Dużo teorii o zdrowiu, wskaźnikach, współczynnikach. Cudowne rzeczy. Z tych zajęć, to ja z ręką na sercu mogłabym zrezygnować. Totalnie wymęczały i nic nie dawały, a zaliczenie ciągle przede mną, więc nie powiem jak z nim było. Pewnie zedytuję, kiedy już będę po.
Angielski - był najprzyjemniejszym przedmiotem. Bardzo luźnym i naprawdę szybko mi mijał mimo faktu, że nie chciało mi się często na niego chodzić. Po wcześniejszych zajęciach wracałam do domu, a potem już ostatnią rzeczą, jaką mi się chciało, było jechanie znowu na zajęcia. No ale byłam na każdych, także lenistwo nie wygrało. Przedmiot miał coś takiego jak "quick testy", czyli takie kartkówki za 2,5 pkt i jest ich cztery w ciągu całego roku. W każdym semestrze jest również kolokwium za 40 pkt i różne inne rzeczy, jak prezentacje czy odpowiedzi ustne, których nie miałam, za 10 pkt. Aby zdać angielski, trzeba uzbierać przynajmniej 60 pkt.
Podstawowa opieka - POZ. Pielęgniarstwo środowiskowe, jak zwał tak zwał. W zasadzie nie wiem, jak to z tym jest. Mieliśmy do zrobienia ilustrację terenu i jakoś tak... Rozeszło się? Przedmiot w miarę okej, ale raczej typ usypiacza. Omawialiśmy ustawę - nudy, omawialiśmy dużo rzeczy - nudy. Natomiast prowadząca naprawdę złota kobieta, bardzo miła.
Historia pielęgniarstwa - wykłady i seminaria, które różnią się wszystkim, co już poznałam na tych studiach. Przedmiot ma swoje własne prawa, które trzeba przestrzegać i naprawdę warto to robić, gdyż nie ma co robić sobie pod górkę. Wykłady ciekawe, szczególnie ostatni, który poruszył temat pielęgniarstwa w obozie Auschwitz-Birkenau. Na seminariach przedstawialiśmy swoje prezentacje. Przedmiot ma swoje zaliczenie, jednak i również ma ono swoje zasady. Przedmiot razem z podstawami pielęgniarstwa i wprowadzeniem do pielęgniarstwa kończy się egzaminem w lipcu. Skoro już przy tym jesteśmy...
Podstawy pielęgniarstwa - ten przedmiot ciągnie się przez cały rok. To właśnie na nim uczymy się absolutnie wszystkiego, począwszy na ścieleniu łóżka, a skończywszy na wkłuciach. Naprawdę dużo roboty, dużo nauki, ale też w zależności od ćwiczeniowca może być bardzo interesująco. Tak naprawdę co tydzień coś zdawaliśmy. Na jednych zajęciach uczyliśmy się, by na następnych zdawać, co według mnie jest dość kiepskim pomysłem. Na samym początku mieliśmy zajęcia w dużych grupach, przez co mogliśmy wielu rzeczy nie powtórzyć dostateczną ilość razy. Poza tym do przedmiotu nie mam żadnego ale.
Wprowadzenie do pielęgniarstwa - przedmiot, który w pierwszym semestrze jest tylko w postaci wykładów. Ogólnie stosunkowo nudno było, ponieważ dostawaliśmy jedynie suchą teorię, definicje, miliony definicji, których trzeba będzie się nauczyć. Jeszcze godziny tych wykładów nie były najlepsze, ale co zrobić? Będą gorsze.

To by było na tyle, nie wiem co jeszcze dodać. Ujęłam chyba wszystko to, co chciałam i w jak największym skrócie. Nie chcę przynudzać, ale gdyby ktoś to czytał, może napisać komentarz i poprosić o rozwinięcie jakiegoś tematu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co nieco o rekrutacji

Witam wszystkich cieplutko, bo za oknem aura nie sprzyja. W dzisiejszym poście chciałabym się skupić na rekrutacji na UMP. Maturzystom życzę zdanej matury i trzymam kciuki. Osobom, które chciałyby wybrać się na pielęgniarstwo, chciałabym powiedzieć, że progi są naprawdę niskie. Ale pozbądźcie się myśli, że przez to studia są łatwe - nie! Powiedziałabym, że jest to nawet specjalny zabieg.  Dostać się jest naprawdę łatwo, ale gorzej przychodzi z utrzymaniem się na tych studiach. W roku akademickim 2018/2019 próg na pielęgniarstwo wynosił poniżej 30% przy rozszerzonej/podstawowej biologii (sprzed 2015 r.) i podstawowej matematyce. W tym roku chętnych było 298 na 150 miejsc, co dało prawie dwóch chętnych na jedno miejsce.  Jak widać próg naprawdę niski, ale jak już mówiłam, to nie świadczy o łatwości kierunku. Przy rejestrowaniu należy uiścić opłatę w wysokości 85 złotych, na konto bankowe, które zostaje podane na odpowiedniej stronie. Należy również dołączyć zwykłe zdjęcie dowodo

Decyzje

Z pewnością muszę przyznać, że ten tydzień i następny będą jednymi z najbardziej intensywnych w tym miesiącu. Co jest tego powodem? Kolokwium z fizjologii, kolejny kolos z pp, tym razem z wkłuć, więc robi się ciekawie. Do tego referaty, projekty, nowe przedmioty, o których już krążą plotki. Nie ma co, to się nazywa studiowanie, haha. Prawie zapomniałabym o poście, mówiłam "muszę napisać", ale zawsze zapominałam. Kiedyś pewnie zgubię głowę. Dzisiaj chciałabym napisać parę słów o dylematach. Chyba każdy jakiś miał w swoim życiu. Jeżeli jednak tak nie było (w co wątpię), a czytasz te słowa, to wiedz, że na tym kierunku tyle ludzi wątpi, że powinniśmy już dawno być okrzyknięci filozofami. W tym miesiącu kryzysów miałam wiele, a pewnie do czerwca pojawią się ich miliony. Mimo tego nadal się męczę i... może się odnajdę? Boję się zapeszać. Pamiętajcie, żeby się nie poddawać, bo to jest klucz do sukcesu!

Życzenia

Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim czytającym tego bloga dużo zdrowia, szczęścia, radości i spełnienia marzeń. Obyście znaleźli poszukiwane przez Was odpowiedzi na dręczące Was pytania. Nie bójcie się podążać za własnymi marzeniami i kroczcie ciągle naprzód i naprzód. Wasza Poszukująca