Bywa i tak, że czasami nachodzi nas lenistwo. Bardzo okrutne, bo czai się, czeka na dogodny moment, który dla nas nigdy nie będzie dogodny i bęc! Już leń jest z nami i tak szybko się nie rozstanie. A tu egzaminy, zaliczenia, kolokwia, referaty, jednym słowem wszystko, a nam się nic nie chce. Moglibyśmy po prostu patrzeć w sufit i liczyć gwiazdy na nocnym niebie, ale ostatnią rzeczą, której byśmy się podjęli byłoby zerknięcie do podręcznika.
Tak moi mili, złapał mnie leń. I to taki potężny, więc mam nadzieję, że wkrótce mnie opuści, ponieważ marzec i kwiecień są najbardziej intensywnymi miesiącami moim zdaniem.
Nie wiem dlaczego tak jest, ale pierwszy semestr naprawdę nie był zły, patrząc z perspektywy czasu. Oczywiście codziennie kończyliśmy dość późno jak na moje standardy, ale był luźny. Pełen dietetyki, filozofii i innych odmóżdżaczy, których brakuje mi teraz. Mam na to naprawdę efektowny miks wszystkich trudnych przedmiotów, jak farmakologia i fizjologia, które mogły wejść za coś innego w pierwszym semestrze i na odwrót. Wielkiej filozofii w tym nie ma, prawda? No ale nie będę narzekać, bardziej niż robię to już teraz.
Ostatni egzamin z pierwszego semestru już jutro i trochę się denerwuję. Nie wiadomo, co może pojawić się na psychologii, a przeczytałam chyba wszystko, co powinnam umieć. Ach, gdyby to tak można było się przenieść do przyszłości i poznać pytania... Byłoby cudownie. Tymczasem na razie się z wami pożegnam i poczytam jeszcze trochę przed snem.
Komentarze
Prześlij komentarz