Kontekst tych trzech słów z tytułu jest dość szeroki. Z pewności można go odnieść do całej sytuacji do kierunku. Trzeba być zero jedynkowym, nie ma uczuć pomiędzy. Kolejny to słowa jednej z magistrów nas uczących... dotyczące jej samej. Nie będę się wgłębiać w szczegóły, ani ujawniać kto jest kim. Sama też pragnę pozostać anonimowa tak długo, jak to będzie możliwe.
Pani, którą właśnie wspomniałam z pewnością będzie postacią dość trudną przez cały okres studiów. Wiemy o tym wszyscy. Mam pewne obawy, ale ten tydzień pozwolił mi spojrzeć na wszystko z pewnej perspektywy.
Widziałam już podczas tego miesiąca (nieco ponad) już wiele. Płacz, wściekłość, radość malowane na twarzach innych. Najważniejsze są emocje, prawda?
Nie.
Studia dla niektórych są ucieczką od domu, próbą rozpoczęcia czegoś własnego, swojego. Czegoś, co nigdy nie zostanie odebrane, bo to właśnie zbitka doświadczenia.
W tym miesiącu czeka mnie zaliczenie z biochemii, kolokwium z anatomii, możliwe że przytrafi się coś z angielskiego. Biofizyka. Czyli same kolosy. Do tego praktyki w szkole, zaliczenia na podstawy pielęgniarstwa i kolokwia.
Ciężko jest znaleźć na wszystko czas. Ciężko jest się wyspać, kiedy wraca się późno do domu. Prawdą jedynie jest to, że czas po prostu zapierdziela. Nie ma czasu żeby odetchnąć i właśnie tak dzień zamienia się w tydzień, a on w miesiąc. Hej! Do świąt zostały czterdzieści cztery dni. To bardzo mało i się cieszę, chociaż wiem, że będę się uczyła na kolejne kolokwium z anatomii i na egzamin. No cóż, taka sesja ciągła jest. Chociaż nie wyobrażam sobie zaliczyć to wszystko w dwa tygodnie, gdyby to wszystko miało odbyć się jedynie w czasie sesji zimowej lub letniej.
Jeżeli ktoś to czyta, to niech napisze, co by wolał? Sesję ciągłą czy właśnie zimową/letnią?
Pozdrawiam Was, moi poszukujący i życzę dużo zdrowia w tym zdradliwym okresie.
Komentarze
Prześlij komentarz